Czy sojusz 9 państw zagraża polskim przewoźnikom? [KOMENTARZ EKSPERTA]
Sojusz 9 państw europejskich nie powinien pozostawiać złudzeń: bogate kraje rozpoczynają walkę z firmami z Europy Środkowo-Wschodniej. Okazuje się, że stanowimy dla nich zbyt wielką konkurencję, którą można ukrócić jedynie podejmując określone kroki formalne.
Porozumienie podpisane przez przedstawicieli Francji, Niemiec, Austrii, Belgii, Danii, Włoch, Luksemburga, Szwecji oraz Norwegii w teorii ma służyć walce z dumpingiem socjalnym. Sygnatariusze zapowiedzieli ostrzejszą walkę z nieuczciwą konkurencją, do jakiej zaliczają firmy z Polski, Węgier, Czech czy Rumunii. Priorytetem stanowi tu również zapewnienie równych praw kierowcom. Planowane rozwiązania mają im umożliwić m.in. spędzanie weekendów w domach, zostaną ponadto stworzone bardziej sprecyzowane wymogi dla przewozów do 3,5 tony.
Tego rodzaju zmiany wieszczą niezbyt kolorową przyszłość wolnemu rynkowi przewozów drogowych w Europie. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że nie chodzi wcale o ochronę praw pracowniczych, a zwiększenie konkurencyjności firm z państw starej Unii.
O zdanie w tej sprawie zapytaliśmy Macieja Wrońskiego, Prezesa Związku Pracodawców „Transport i Logistyka Polska”.
Redakcja: Co sojusz 9 państw może oznaczać dla polskich przewoźników? Jaki scenariusz Pan przewiduje?
Maciej Wroński: Ten sojusz oznacza tak naprawdę zdjęcie maski. Działania, o których mowa są realizowane już od dwóch lat. Rozpoczęły to Niemcy, później włączyły się takie państwa jak Norwegia, Francja, Austria, Włochy oraz Holandia. Ten sojusz oznacza także, że gra przeciwko polskim przewoźnikom – odbywająca się pod hasłami socjalnymi, z którymi tak naprawdę bardzo trudno polemizować – będzie prowadzona bezpardonowo „na wielu fortepianach”. Dam tu przykład. Niezależnie od wprowadzenia rozwiązań prosocjalnych związanych z płacami, które mają być zalegalizowane przez Unię Europejską w rewizji dyrektywy o delegowaniu, trwają prace nad zmianą dyrektyw dotyczących harmonizacji przepisów o ubezpieczeniach społecznych. Pojawiają się tu pomysły, aby pracodawca, który deleguje pracowników (czytaj: także kierowców; choć my nie zgadzamy się z definicją, według której kierowca jest pracownikiem delegowanym), opłacał ubezpieczenie społeczne na terenie tych państw, w których przebywa pracownik. Jeśli ta propozycja towarzysząca harmonizacji przepisów ubezpieczeń społecznych dojdzie do skutku, w przypadku kierowcy, który w przeciągu miesięcznego okresu rozliczeniowego może przebywać na terenie pięciu różnych państw, konieczne będzie jednoczesne odprowadzanie składek do wszystkich tamtejszych ZUS-ów. Zgroza!
Czyli oznacza to przede wszystkim wzrost kosztów oraz nowe wymagania formalne, którym będą musieli sprostać przewoźnicy?
Oczywiście. Większe firmy będą musiały zatrudniać dodatkowych pracowników, nawet całe działy. Poza tym nie wyobrażam, w jaki sposób mały przewoźnik, który często jeździ sam i posiada dwa czy trzy pojazdy, poradzi sobie z tematem składek na ubezpieczenie społeczne we Francji, Niemczech, Holandii czy innym państwie. Na co dzień koncentrujemy się na tych najbardziej nośnych sprawach dotyczących delegowania, tymczasem w tle, w Unii Europejskiej, w głowach ministrów transportu i ministrów pracy rodzą się coraz to nowe pomysły, w jaki sposób wyrzucić nas z unijnego rynku. W związku z tym deklaracja dziewięciu państw oznacza tak naprawdę odsłonięcie kurtyny, ujawnienie się, sformalizowanie prowadzonej od dawna polityki. Nie kryje się z tym m.in. francuski minister transportu, Alain Vidalies, który stwierdził, że chodzi również o ochronę konkurencyjności ich przedsiębiorstw.
Spójrzmy na to jednak z drugiej strony. Czy nie jest to dobra wiadomość dla kierowców? W końcu jednym z głównych założeń jest ochrona ich praw oraz zwiększenie zarobków.
W rezultacie wprowadzanych zmian pensje kierowców mogą być wyższe – ale tylko na papierze. Trzeba tu myśleć w trybie przyczynowo-skutkowym, patrzeć nie tylko na pojedyncze drzewa, ale na cały las. Cóż z tego, że będą mieli prawnie zagwarantowanych tysiące przywilejów, skoro znaczna część z nich straci pracę? Pieniądze nie biorą się z nieba. Trzeba będzie je komuś wyjąć z kieszeni, aby zapłacić komuś innemu. Zabierzemy te pieniądze konsumentowi, czyli także samemu kierowcy. Nawet jeśli znajdzie się w gronie tych szczęśliwców, którzy zachowają pracę, będzie musiał się liczyć z wyższymi cenami towarów.
Komentarze
Na razie nie ma komentarzy
Twój komentarz
Jeśli chcesz napisać komentarz, zaloguj się:
lub zarejestruj się.