Francja nakłada coraz więcej obowiązków firmom delegującym pracowników, w tym przewoźnikom
Polskie firmy sfinansują stworzenie i utrzymanie francuskiego systemu gromadzącego dane o pracownikach delegowanych z innych państw. To konsekwencja najnowszych przepisów wprowadzonych przez Francję – a zarazem dowód na francuski protekcjonizm wymierzony w zagraniczne firmy.
Dekret w tej sprawie opublikowano 5 maja br. i ma on wejść w życie najpóźniej od 2018 r. Górna granicą opłaty od jednego oddelegowanego pracownika jest 50 euro. Przyjmując, że we Francji pracuje około 280 tys. pracowników delegowanych wpływy do budżetu wyniósłby więc nawet 14 mln euro. Ze względu na to, że najwięcej pracowników delegowanych jest z Polski, znaczną cześć tych kosztów poniosą firmy polskie. Takie działanie ze strony Francji stanowi pogwałcenie zasady równego traktowania podmiotów i jest przejawem krajowego protekcjonizmu.
Już dziś na pracodawcach delegujących pracowników do Francji ciąży wiele skomplikowanych obowiązków, za których naruszenie grożą nieproporcjonalnie wysokie kary. Przykładowo pracownik delegowany na budowę zobowiązany jest do posiadania karty tzw. dowodu tożsamości zawodowej, a opłata za jej wydanie to ok. 11 euro. Są one ważne na okres delegowania, a więc nawet po krótkim pobycie i powrocie przy następnym wyjeździe należy wyrobić nową kartę i ponownie ponieść opłatę. Oprócz tego każdy pracownik delegowany ma obowiązek posiadać przy sobie formularz A1, a za jego nieokazanie w razie kontroli grozi wysoka grzywna – prawie 4 tys. euro. Ponadto firmy delegujące mają obowiązek wyznaczania reprezentanta, władającego językiem francuskim. Otrzymuje on wynagrodzenie oraz pobiera opłaty za przechowywanie dokumentów, które ma okazać w razie kontroli. Dokumenty te także muszą być przetłuczone na język francuski. Co więcej, ustawa Savary za pracę nielegalną przewidywała 10 lat pozbawienia wolności i do 100 tys. euro grzywny. Jednak ustawa Macrona – autorstwa obecnego Prezydenta Francji – zaostrzyła przepisy i podniosła karę do 500 tys. euro.
Przykłady wprowadzanych rozwiązań służących rugowaniu z rynku francuskiego zagranicznych firm delegujących można mnożyć. Przedsiębiorstwa takie zmusza się do ponoszenia kosztów, których nie muszą ponosić lokalni przedsiębiorcy – przykładowo wykupowania dodatkowych ubezpieczeń, utrzymywania przedstawicielstw prawnych, ponoszenia kosztów transportu, akomodacji czy uzyskiwania lokalnych koncesji lub pozwoleń. Do tego dochodzi jeszcze represyjny system kontroli, których we Francji przeprowadza się blisko 2 tys. miesięcznie.
We Francji od lat oskarża się przedsiębiorców delegujących o nieuczciwą konkurencję bazującą na tzw. dumpingu socjalnym i niższych kosztach. Jest to nieprawdą, gdyż już dziś pracownicy delegowani muszą otrzymywać co najmniej minimalną stawkę, co jest wymagane prawem, ale i wymuszone przez rynek pracownika. Podnosi się również populistyczny argument o zabieraniu miejsc pracy Francuzom. To paradoks, ponieważ we Francji brakuje wyspecjalizowanej kadry i fachowców do wykonywania prac, których Francuzi wykonywać nie chcą. Wszystkie nowe obowiązki i kary mają zniechęcić przedsiębiorców zagranicznych do prowadzenia działalności. W ten sposób ogranicza się konkurencję ze strony firm z państw spoza starej UE, w tym zwłaszcza z Polski, która jest liderem na rynku eksportu usług.
Źródło: Pracodawcy Rzeczypospolitej Polskiej
Komentarze
Na razie nie ma komentarzy
Twój komentarz
Jeśli chcesz napisać komentarz, zaloguj się:
lub zarejestruj się.