„Serce bije w rytm obrotów silnika”- wywiad z Trucking Girl
„Podczas pracy za granicą nie miałam żadnych poważnych wypadków. Tylko raz austriacki kierowca zmiótł mi lusterko od strony kierowcy swoim autem, musiałam wtedy kierować się małym kosmetycznym lustereczkiem, dopóki nie zamontowali mi nowego.” O życiu w kabinie, naprawach przeprowadzanych w trasie i miłości do ciężarówek rozmawiamy z Dorotą Živialo, zawodowym kierowcą.
Od jak dawna jesteś kierowcą?
Mam 23 lata, a za kierownicą ciężarówki jestem od 21 roku życia, czyli od kiedy pozwalają na to przepisy ruchu drogowego. Prawo jazdy kategorii B zrobiłam 5 lat temu. Oprócz tego jeżdżę też motocyklami. Na dzień dzisiejszy nie mam tylko kategorii D pozwalającej na jazdę autobusem, ale to się zmieni w najbliższej przyszłości. Dzięki mojej pracy mogę podróżować, zwiedzać nowe miejsca, poznawać bardzo interesujących ludzi – łączę więc przyjemne z pożytecznym.
Skąd miłość do ciężarówek? Zamiast lalek bawiłaś się samochodami?
Dzieciństwo miałam całkiem zwyczajne, podobnie jak inne dziewczynki bawiłam się lalkami i spędzałam czas z koleżankami z podwórka. Prawdziwą miłość do motoryzacji poczułam w wieku 14 lat. Rodzice kupili mi wtedy skuter. To było fascynujące i niezapomniane uczucie, gdy wsiadałam za kierownicę zupełnie sama, bez pomocy starszych i wyjeżdżałam na drogę zupełnie jak dorosła… W związku z tym nie mogłam doczekać się swojej osiemnastki – wiedziałam, że wreszcie będę mogła zdać egzaminy na prawo jazdy kategorii B. Zaliczyłam je za pierwszym razem. Już wtedy myślałam o studiach i o tym, co będę robić po nich.
Czyli pierwsza praca i od razu w transporcie?
Jeszcze w trakcie studiów pracowałam w firmie transportowej i zarządzałam 15 ciężarówkami, ukończyłam też kursy pozwalające mi na zarządzanie międzynarodowym i krajowym transportem. Zawsze byłam ciekawa, jak jeździ się tak dużym autem, które ma ponad 16 m długości. Poprosiłam więc kierowców w naszej firmie, żeby mnie tego nauczyli. Już wtedy wiedziałam, że muszę zdać egzamin na prawo jazdy kolejnej kategorii – za kierownicą tego dużego tira czułam się jak ryba w wodzie, a dźwięk silnika mnie zaczarował.
Miłość „od pierwszego jeżdżenia”! Co było potem?
Kiedy tylko ukończyłam 21 lat, zapisałam się do szkoły jazdy. Otrzymałam kategorię A,C i E. Jednocześnie rozpoczęłam kurs przewozu niebezpiecznych ładunków ADR. Kiedy odebrałam prawo jazdy z urzędu, postawiłam „haczyk” przy jednym z życiowych marzeń. Wiedziałam, że z tym plastikiem w dłoni będę mogła “odhaczyć” jeszcze kilka kolejnych punktów.
Ale od zdobycia prawa jazdy do pracy jako kierowca jeszcze długa droga…
Praktykę jazdy „zaliczyłam” w tej samej firmie transportowej, w której pracowałam wcześniej – jeździłam około pół roku cysterną. Jeździłam wtedy na krótkich trasach, do 1000 km, najczęściej to były kursy na Łotwę, Polskę, ewentualnie z Litwy do Niemiec.
Potem postanowiłam spróbować swoich sił sama, otworzyłam firmę, kupiłam ciężarówkę. Kto nie ryzykuje, ten nie piję szampana! Wynajęłam naczepę, ale nie cysternę, a zwykłą rozbieraną plandekę. Na początku w moich planach była tylko jazda i praca na Litwie. Kupiłam też sobie szczeniaka husky, sukę Etnę, brałam ją ze sobą w trasy, nauczyłam dobrego zachowania w kabinie. I razem ruszyłyśmy w drogę. W aucie miałam całe biuro: komputer, drukarka i internet. Robiąc rozładunek w jednym miejscu, już szukałam załadunku w drugim. We własnej firmie jeździłam około sześciu miesięcy, jednak chciałam spróbować czegoś więcej niż jazda po kraju, wyjechałam więc z Wilna i ruszyłam w stronę Polski. W trakcie jazdy wpadłam na pomysł dotyczący studiów w Polsce i już następnego dnia złożyłam dokumenty na logistykę. Szybko znalazłam też pracę i już po tygodniu jechałam w podwójnej obsadzie do Hamburga.
I wtedy zaczęło się prawdziwe życie w kabinie?
Wtedy otrzymałam swój zestaw, to było Volvo FH 440, z 2007 r. z naczepą Schmitz. Bez rewelacji, bo auto i naczepa nie były nowe, ale chodziły pięknie. W tej polskiej firmie pracowałam 8 miesięcy, przez ten czas zwiedziłam północne Włochy, Słowenię, Austrię, Niemcy, Czechy. Wyjeżdżałam na 2 tygodnie z Polski, czyli jeden weekend miałam za granicą. W kabinie miałam wszystko, co było potrzebne do codziennego życia, od szczoteczki do zębów po internet. Moja Etna zawsze była ze mną, nie miałam z nią żadnych problemów, no chyba tylko sierść, którą musiałam na każdej pauzie sprzątać. Po całym dniu roboczym spędzonym w kabinie wychodziłyśmy na długi spacer gdzieś poza parkingiem. Starałam się zatrzymywać na parkingach jak najbliżej miast, jezior i gór, żeby móc pozwiedzać albo po prostu dłużej pospacerować. Weekendy za granicą spędzałam niedaleko dużych miast, takich jak: Hamburg, Dortmund, Norymberga, Berlin, Monachium, Wiedeń, Linz, Graz, Mediolan, Werona, Wenecja, Lublana itd. Do kabiny wracałam tylko na nocleg. Czasami zabierałam ze sobą kilka osób, też kierowców z tego samego parkingu, których poznałam w danym miejscu.
Właśnie, jak reagowali na Ciebie kierowcy-mężczyźni?
Zawsze traktowali mnie jak koleżankę mającą taki sam zawód. Wciąż otrzymuję masę miłych słów i komplementów. Nie zdarzało mi się spotkać się z lekceważeniem – słyszałam różne opinie na temat kobiet–zawodowych kierowców, najczęściej pozytywne. Przy załadunkach i rozładunkach, kiedy tylko potrzebowałam pomocy, mogłam na nią liczyć, również od kierowców innych firm. Największe zdziwienie wzbudzała w ludziach nie kobieta za kierownicą tira, a to, że ta kobieta jest bardzo młoda i radzi sobie przy takiej naczepie. I sama nie dziwię się temu w ogóle, bo nie spotkałam jeszcze kobiety, która by też jeździła plandeką.
Dlaczego więc kobiet kierowców jest tak niewiele? Czy praca kierowcy jest aż tak trudna?
Jest dużo o wiele trudniejszych zawodów. Na początku jest to sprawdzenie systemu nerwowego i wytrwałości. Najpierw musiałam od A do Z poznać swoją naczepę i auto. Prawie przy każdym załadunku i rozładunku musiałam otwierać jakiś bok naczepy, zabezpieczać towar pasami i kątówkami, podkładać gumy pod palety, przeliczyć, ile potrzebuję założyć tych pasów, jak je założyć, by towar mi nie uciekł przy zakrętach. Wszystko pozamykać i jechać, pamiętając jeszcze o czasie pracy i jazdy kierowcy.
Nie straszne są Ci również naprawy ciężarówki w drodze?
Podczas pracy za granicą nie miałam żadnych poważnych wypadków. Tylko raz austriacki kierowca zmiótł mi lusterko od strony kierowcy swoim autem, musiałam wtedy kierować się małym kosmetycznym lustereczkiem, dopóki nie zamontowali mi nowego [śmieje się]. No i raz zabrakło mi paliwa, musiałam odpowietrzyć cały system paliwowy na drodze, by znowu ruszyć. Czyli musiałam unieść kabinę, poprzekręcać niektóre rurki i jednym przyciskiem, który znajduje się obok filtra paliwa, przez dziesięć minut odpowietrzać system, by paliwo znów trafiło na swoje miejsce. Myślę, że poradziłabym sobie w każdej sytuacji, ale przecież wystarczy wykonać jeden telefon i serwis już jedzie.
Jakie cechy są potrzebne, żeby być dobrym zawodowym kierowcą?
Zawód kierowcy to cała technika jazdy. Bardzo wielka różnica jest pomiędzy kierowcą, który pracuje jedynie kierując się zarobkami, a tym, który jeździ, bo to uwielbia. To jest jego życie, on tym oddycha, serce bije mu w rytm obrotów silnika. Taki zawód bardziej pasuje dla ludzi, którzy jeszcze nie założyli rodziny lub mają już dorosłe dzieci, bo jednak ta pasja jazdy i miłość do ciężarówek zabiera dużo czasu prywatnego, trzeba się temu poświęcić. Obecnie zawód kierowcy jest mniej szanowany, często niesłusznie krytykowany, poddawany niesprawiedliwej ocenie i dosyć często wiązany z krzywdzącymi stereotypami. Dla mnie jazda tirem, który może ważyć do 40 ton to nie tylko praca, to jest coś więcej. Potrzebuję tego jak ryba wody, za kierownicą czuję się wolna, wiem, że mam otwarte wszystkie drogi. Zawód kierowcy nauczył mnie wielkiej odpowiedzialności za swoje życie i za życie innych. Życzę więc wszystkim kobietom, które wybrały ten zawód, powodzenia, dużo siły zarówno fizycznej, jak i psychicznej. A wszystkim kierowcom suchej, szerokiej drogi.
Mój czas pauzy już dawno się skończył, pora na kawę i dalej w drogę!
Komentarze
Twój komentarz
Jeśli chcesz napisać komentarz, zaloguj się:
lub zarejestruj się.