Nie je mięsa od 24 lat! Jak radzi sobie w trasie? [WYWIAD] z kierowcą-wegetarianinem
Mężczyzna musi jeść mięso! Tym bardziej kierowca ciężarówki. Na takim paliwie, jak rośliny, to on daleko nie zajedzie! Wokół diet bezmięsnych, wegetariańskich zdążyło narosnąć sporo mitów i jeszcze więcej stereotypów. Niektórzy uważają, że tylko porządny schabowy może dać wystarczająco dużo energii, szczególnie jeśli jest to wymagająca, często fizyczna praca, jaką wykonują zawodowi kierowcy.
Tego typu stereotypy i przeświadczenia przełamuje Filip Mężyński. Jest wegetarianinem z 24-letnim stażem, z kolei kierowcą zawodowym z prawie 10-letnim. Realizuje przewozy ponadgabarytowe głównie na takich kierunkach Niemcy i Francja czy Skandynawia, a relacjami z tras dzieli się na swoim facebookowym fanpage’u. Zapytaliśmy go, jak przygotowuje się na trzytygodniowe wyjazdy oraz za jakimi smakami tęskni.
Jak długo nie je Pan mięsa?
Od 15 roku życia, czyli już 24 lata. W środowisku, w którym obracałem się w latach 90. przyszła do nas pierwsza fala zainteresowania wegetarianizmem. Wynikało to ze względów humanitarnych; sporo mówiło się wtedy o kwestiach etycznych – człowiek jako nadrzędna jednostka powinien opiekować się słabszymi istotami, a nie je zjadać. Moi rodzice potraktowali to jako fanaberię i powiedzieli, że mam sam przygotowywać sobie jedzenie. Dzięki temu nauczyłem się gotować. Okazało się, że praktycznie wszystkie mięsne dania można zmodyfikować na roślinne (gołąbki, kotlety, pasztety itd). Bardzo wiele zawdzięczam mamie, która, gdy już zrozumiała że to nie tylko młodzieńczy kaprys, nauczyła mnie kombinować, modyfikować i robić „coś z niczego”.
Zakładam, że dostępność produktów bezmięsnych, roślinnych w latach 90. nie była zbyt duża…
Pochodzę z małej miejscowości Łobez w województwie zachodniopomorskim, położonej 100 km od Szczecina. Jedyny sklep, w którym można było wtedy dostać gotowe produkty wegetariańskie znajdował się 300 km dalej, w Sopocie. Nie było też lokali z daniami bezmięsnymi, których teraz jest pełno. Dlatego doskonale pamiętam swoje pierwsze wegetariańskie danie w lokalu gastronomicznym, a były to kotlety sojowe z ziemniakami i marchewką z groszkiem w barze mlecznym w Poznaniu (śmiech).
Czy jest jakiś smak, za którym Pan tęskni?
Raczej nie, ale w związku z tym, że przestałem jeść mięso na początku lat 90., nie wiem, jak smakują pewne składniki, które obecnie są na porządku dziennym. Np. krewetki. Nie znam ich smaku, ponieważ kiedyś były towarem luksusowym. Jadłem natomiast kiedyś w Niemczech krewetki wegańskie.
Z drugiej strony nie tęsknię też za smakami, które znam, ponieważ znalazłem bardzo dobre zastępniki mięsa. Produkty wegańskie i wegetariańskie są dostępne dosłownie wszędzie, do tego są coraz lepszej jakości, a ich ceny spadają.
Wiemy już, czego Pan nie je. A co Pan je?
Bogactwo warzyw jest tak ogromne, że tu nie ma miejsca na nudę. Moje żywienie jest w zasadzie bardzo podobne do jedzenia mięsnego. Kotlet, ziemniaki i surówka, tylko, że w moim przypadku zamiast mięsa jest jakiś jego zastępnik. Poza tym uwielbiam różne gulasze, także jako curry, czyli orientalnie i na ostro. Do tego jeszcze parówki sojowe podsmażone na chrupko z cebulą – to taki smak dzieciństwa. Podobnie, jak wprost uwielbiane zapiekanki, które robić nauczyła mnie także moja mama.
Jak przygotowuje się Pan w trasę?
W trasę zawsze robię weki. Przygotowuję w domu parę potraw i pakuję je na gorąco w słoiki. Dzięki temu każdego dnia mam ciepły posiłek, do tego gotuję ryż, makaron albo ziemniaki i jakąś sałatkę ze świeżych warzyw. Nie wyobrażam sobie codziennego stania przy garach, szczerze mówiąc wolę się wyspać, obejrzeć dobry film czy poczytać. Czas na pichcenie jest w trasie w weekendy, a tak to w domu.
Weki wystarczają mi zazwyczaj na dwa tygodnie. Na trzeci tydzień pracy przyrządzam sobie coś ze świeżych produktów podczas 45-godzinnej pauzy.
Oprócz tego jakie produkty zawsze zabiera Pan w trasę?
Tym, bez czego nie mógłbym się obejść oprócz weków, są ogórki kiszone [śmieje się]. A poza tym takie dość oczywiste i podstawowe produkty, jak ziemniaki czy cebula, które można dodać do wszystkiego. Z warzyw mam zawsze paprykę i pomidory oraz wspomniane ogórki, a do kanapek wędliny i parówki sojowe oraz sery żółte.
Jak reagują inni kierowcy na wieść, że jest Pan wegetarianinem?
Zadają mi zazwyczaj dokładnie to samo pytanie, które padło już podczas naszej rozmowy, czyli co jesz, skoro nie jesz mięsa. I, o dziwo, wśród kierowców nie spotkałem się nigdy z lekceważeniem czy ośmieszaniem, a raczej z zainteresowaniem. Tym bardziej, że nie należę do drobnych osób, ważę 90 kg i mam 180 cm wzrostu. Zresztą dodajmy, że wożę ze sobą w trasę rower, a podczas pauzy czytam książki – tematów do rozmów robi się więcej.
Ostatnio niejedzenie mięsa stało się bardzo modne. Czy to pozytywny trend?
Moim zdaniem każda moda, która przynosi pozytywny skutek dla środowiska czy zwierząt, to powód do radości. Jeśli z tych dziesięciu „sezonowych wegetarian” zostanie dwóch, to już będzie to wynik na plus. Cieszy mnie, że za tym trendem przemawiają konkretne argumenty, jak degradacja środowiska czy eksploatacja Ziemi wiążące się z przemysłem mięsnym. Dzięki tej modzie rośnie w społeczeństwie pewna świadomość, że coś w tym jest głębszego, bo powstaje cała masa artykułów, filmów dokumentalnych czy programów TV o tej tematyce. Cieszy też, że takie osoby jak Robert Lewandowski czy Lewis Hamilton także promują ten trend. Z drugiej strony ja osobiście nikogo nie namawiam do przejścia na wegetarianizm. Uważam, że to bardzo indywidualna sprawa, do której każdy powinien dojść samodzielnie. Najbardziej chyba jednak cieszy wzrost liczby fajnych wegańskich knajpek, gdzie można dobrze i smacznie zjeść. Nie jesteśmy już skazani jedynie na pierogi i sałatkę.
Dziękuję za rozmowę!
***
Przeczytaj także:
Żurek i flaki odpadają! Jak powinien odżywiać się kierowca ciężarówki? [WYWIAD z dietetykiem]
Komentarze
Twój komentarz
Jeśli chcesz napisać komentarz, zaloguj się:
lub zarejestruj się.