Jak z ustawą MiLoG radzą sobie polskie firmy transportowe? [Wywiad]
„Tak naprawdę koszty będą generowane tylko i wyłącznie dla strony niemieckiej. Jesteśmy państwem eksportowym i bardzo dużo towarów wysyłamy do Niemiec. To Niemcy muszą sobie doliczyć te koszty transportu do cen produktów.” O MiLoGu rozmawiamy z Jarosławem Kanderskim, kierownikiem poznańskiego oddziału firmy HiT Transport.
Przejdźmy od razu do konkretów: czy zgłosili Państwo swoich kierowców do niemieckiej administracji?
Opieraliśmy się przez jakiś czas, ale tak, zgłosiliśmy. Wszystko było oczywiście dostępne w języku niemieckim, więc musieliśmy wyznaczyć jednego pracownika do wysłania tych zgłoszeń. Potrzebna była też pomoc osoby, która mówi biegle w języku niemieckim, aby nie popełnić żadnego błędu – strona niemiecka nie przetłumaczyła formularzy zgłoszeniowych dla kierowców na żaden inny język. Na problemy ze zgłoszeniem kierowców jednak się nie natknęliśmy.
Są już Państwo po pierwszych kontrolach?
Nie, na chwilę obecną nie mieliśmy jeszcze kontroli. Kontrole miały się zacząć od 1 lutego z uwagi na jeden miesiąc karencji. Zresztą, zgłoszenie zgłoszeniem, ale nie zostało do końca sprecyzowane, w jaki sposób powinniśmy to ewidencjonować bądź czy kierowca musi posiadać przy sobie taki egzemplarz zgłoszeniowy.
Czy w takim razie MiLoG wpłynął w jakikolwiek sposób na codzienną pracę kierowcy?
Praca kierowcy wygląda w zasadzie tak samo, przepisy uprzykrzają życie bardziej nam, pracującym w biurach. Kierowca musi jedynie ewidencjonować swój czas pracy na terenie Niemiec – w przypadku, gdy wykonuje kabotaż, załadunki i rozładunki w Niemczech.
A czy przepisy niemieckie wpłynęły na funkcjonowanie firmy? Może poszukują Państwo nowych rynków działalności lub musieli ograniczyć wydatki?
Co do nowych rynków, to jeśli chodzi o nasz tabór, to to się na nas zbytnio nie odbiło. Koszty wzrosły, m.in. ze względu na większy koszt pracy kierowcy, który ma załadunek lub rozładunek w Niemczech, co spowodowało, że po prostu podnieśliśmy ceny naszym klientom – o 10-15%. Nie odbiło się to na nas jako na przewoźnikach, tylko na zwykłych zjadaczach chleba, klientach – i w Niemczech, i w Polsce. Jeśli coś jest sprowadzane do Niemiec, to ceny poszły w górę, ale także w przypadku importu – choć koszty i tak są tragiczne. Jeśli chodzi o eksport, to nasi polscy eksporterzy są przerażeni, ile kosztuje zlecenie transportu ładunku.
Czy MiLoG zmieni polską branżę transportową? O ile, oczywiście, przepisy, zostaną w takiej formie.
Myślę, że to będzie przepis martwy. Na tej samej zasadzie, jak w przypadku Francuzów, którzy wprowadzili zakaz robienia pauz 45-godzinnych na terenie Francji, a teraz zaczynają od tego odstępować i praktycznie tego nie respektują. Tak naprawdę koszty będą generowane tylko i wyłącznie dla strony niemieckiej. Jesteśmy państwem eksportowym i bardzo dużo towarów wysyłamy do Niemiec. To Niemcy muszą sobie doliczyć te koszty transportu do cen produktów.
Z drugiej strony Niemcy zapowiadają, że bardzo rygorystycznie będą podchodzić do respektowania ustawy i dążyć do tego, aby MiLoG zaistniał w pełnej krasie.
I jak najbardziej może zaistnieć. Najbardziej obawiają się tego małe firmy, które otrzymując mandat na poziomie 2, 3, 4 tys. euro, mogą stracić płynność finansową. W późniejszym okresie czasu można się od tego odwoływać, jednak jak wiadomo musimy składać wnioski do sądów niemieckich, czekać na zwrot pieniędzy przez długi okres czasu. Strona niemiecka nie wystawia mandatów kredytowych, tylko zabiera dokumenty i zwalnia auto po uregulowaniu tego w gotówce. Właśnie tu może się pojawić problem. Wśród naszych podwykonawców obserwujemy, że coraz mniej kierowców chce jeździć na rozładunki do Niemiec. Lub nawet wdrażają pewne praktyki, np. przy przerzutach ze Szwecji do Niemiec zaczynają omijać teren Niemiec, płynąc do Świnoujścia.
Tu mówimy o polskich przewoźnikach, ale jest też druga strona medalu, czyli przedsiębiorcy niemieccy. Czy MiLoG pobudzi niemiecką branżę transportową?
Myślę, że nie. Niemiecka branża transportowa już od dawien dawna przechodzi kryzys, właśnie z tego względu, że pracownik niemiecki nie chce pracować za takie stawki. Firmy transportowe szukają kierowców w całej Europie Wschodniej. Nie sądzę, żeby ustawa pobudziła gospodarkę i że transport tu ruszy. Tym bardziej, że Niemcy raczej nie przyjeżdżają na teren Polski, Włoch, Francji, Hiszpanii – praktycznie kręcą się wokół swojego komina, nie robią długich tras jak Polacy. Możemy więc stracić, jeśli chodzi o udział w kabotażu, ale w przypadku eksportu czy importu – raczej nie.
Czy działania polskiego rządu, aby wyjaśnić sprawę niemieckiej ustawy o płacy minimalnej są wystarczające?
Absolutnie nie. Zaczęto się tym w ogóle interesować po licznych interwencjach polskich przewoźników, stowarzyszeń, for, choć o tym, że MiLoG będzie wprowadzony było wiadomo już na początku czwartego kwartału ubiegłego roku. Rząd polski zainteresował się tematem dopiero na początku stycznia.
Co zatem rząd powinien zrobić? Oczekują Państwo wsparcia finansowego, informacyjnego?
Na pewno ministerstwo powinno wygenerować taki ośrodek czy komórkę, do której można byłoby zgłaszać wnioski, zapytania i problemy. Do tej pory panuje wielka dezinformacja, wymieniamy milion telefonów z innymi przewoźnikami, co w ogóle powinniśmy z tym robić.
Komentarze
Na razie nie ma komentarzy
Twój komentarz
Jeśli chcesz napisać komentarz, zaloguj się:
lub zarejestruj się.