Czy w Polsce brakuje przewoźników?
Ostatni rok był okresem intensywnych zmian w polskim i międzynarodowym transporcie. Czy polscy przewoźnicy wyszli z nich z obronną ręką?
Sytuacja na europejskiej arenie politycznej i gospodarczej siłą rzeczy musiała wywrzeć wpływ na kształt polskiej branży transportowej. Najpoważniejszym czynnikiem kształtującym codzienność przewoźników było rosyjskie embargo na szereg produktów, głównie spożywczych, wprowadzone w sierpniu ubiegłego roku, czyli już niemal rok temu. Do tego dochodzi problem niemieckiej ustawy o płacy minimalnej MiLoG dotyczący firm realizujących przewozy do/z oraz na terenie Niemiec, jak również ryczałtów za noclegi w kabinach. Nie bez powodu więc analitycy nazywają ten rok kluczowym dla polskiej transportu.
Szacuje się, że wskutek wprowadzenia ograniczeń w kontaktach handlowych z Rosją polskie firmy mogą w najbliższych miesiącach stracić 20-procentowy udział na rynku europejskich przewozów. Warto przypomnieć, że przewozy na Wschód stanowiły pewny, mocny składnik rodzimego krajobrazu transportowego. Według danych Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych towary za wschodnią granicę woziły 3 tys. polskich przedsiębiorców, posiadających flotę 30 tys. pojazdów. Przychody sięgały 700 mln euro rocznie.
I choć początkowo polscy przewoźnicy byli przekonani, że zamknięcie rynku wschodniego, sprawi, że przeprowadzą „ekspansję” na Zachód, niedługo po wprowadzeniu przez Federację Rosyjską embarga rząd niemiecki zapowiedział zmianę przepisów związanych z pracą kierowców wykonywaną na terenie Niemiec. Według szacunków ekonomistów oznacza to wzrost kosztów transportu o min. 10 proc.
Polska branża transportowa ostatnio głośno dyskutowała również o problemie ryczałtów za nocleg. Według decyzji Sądu Najwyższego, jeśli kierowca śpi w kabinie, przysługuje mu zwrot kosztów. Problem wcale nie jest błahy: pracownicy mają prawo zgłaszać roszczenia dotyczące okresu nawet trzech lat wstecz, roszczenia wobec firm transportowych mogą więc wynieść nawet 2 mld zł.
Spada liczba ładunków, przewoźnicy bankrutują
Czy w związku z tym liczba ładunków przewożonych przez polskich transportowców spadła? Owszem, ale – co zaskakujące – niewiele. O ile oczywiście weźmiemy pod uwagę dane opublikowane niedawno przez Główny Urząd Statystyczny i dotyczące jedynie 2014 r. W porównaniu do roku ubiegłego w 2014 przewieziono o 0,4 proc. ładunków mniej, niezależnie od rodzaju transportu.
Powołajmy się jednak też na świeższe dane Bisnode Polska. Według nich w pierwszym kwartale 2015 r. ogłoszono upadłość 13 spółek z branży transportu i magazynowania. Jeśli porównamy tę liczbę do analogicznego okresu roku ubiegłego, zauważymy, że w tej dziedzinie odnotowano 85-procentowy wzrost.
Trzeba przyznać: nie jest kolorowo. Czy możemy się spodziewać, że do końca roku liczba bankructw będzie o wiele większa? Otóż… i tak, i nie. Jak twierdzi „Rzeczpospolita” ostatnio na rynku przewozów panuje spory tłok. Według dziennikarzy „Rzeczpospolitej” na wartym już 200 mld zł polskim rynku logistycznym przybywa nowych firm, do gry wchodzą również kontrahenci zagraniczni, którzy dostrzegają w nas ogromny potencjał. Działalność rozpoczęły tu m.in. turecka firma Ekol (posiada 5 promów na Morzu Śródziemnym, każdy z nich na 240 naczep) i amerykańska XPO Logistics, dysponujące niemałym kapitałem. XPO Logistics kupił francuską firmę logistyczną Norbert Dentressangle, która ma ogromną flotę w Polsce: 440 ciągników siodłowych.
A liczba licencji i zezwoleń rośnie!
Dane statystyczne dotyczące liczby przewiezionych ładunków oraz ogłoszonych upadłości niekoniecznie odzwierciedlają więc cały krajobraz transportowego rynku. Polski rynek przewozów nieustannie się rozwija – to wynika chociażby z liczby wydanych licencji i zezwoleń na krajowy i międzynarodowy transport drogowy.
Dane Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju udowadniają to jednoznacznie. W 2014 r. udzielono 60,4 tys. zezwoleń na wykonywanie zawodu przewoźnika drogowego (ok. 205 tys. pojazdów w zakresie przewozu rzeczy) i ok. 8 tys. zezwoleń w zakresie przewozu osób (dla ok. 62,2 tys. pojazdów). Oznacza to, że w porównaniu do roku poprzedniego nastąpił wzrost liczby wydanych licencji na przewóz rzeczy (o ok. 0,7 proc.), ale spadek w przypadku przewozu osób (ok. 5,9 proc.). Poza tym w 2014 udzielono ok. 7,3 tys. licencji na spedycję, czyli o ok. 1,6 tys. więcej niż przed rokiem.
Licencje na transport krajowy
Pozytywnych danych dostarcza nam również najnowszy raport Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego dotyczący przewozów międzynarodowych. Według zebranych danych w ubiegłym roku wydano 29 488 licencji na wykonywanie międzynarodowego transportu drogowego (przewóz rzeczy), czyli ponad 1,2 tys. więcej niż w 2013 r.
Oprócz tego udzielono 4 251 zezwoleń na wykonywanie zawody przewoźnika drogowego (przewóz rzeczy).
Co więc z zarzutami, że rynek transportowy w Polsce podupada i że brakuje przewoźników? Bo i takie się pojawiają. Jak twierdzi Leszek Luda, przewodniczący zarządu związku Polska Unia Transportu: na dwoje babka wróżyła. „W Polsce faktycznie coraz więcej firm posiada licencje na transport międzynarodowy. Tak naprawdę nie ma jeszcze oficjalnej wspólnej ewidencji licencji krajowych i międzynarodowych. W związku z tym nie możemy jednoznacznie stwierdzić, czy zwiększa się liczba firm wykonujących transport, czy następuje tylko przesuniecie z transportu krajowego do międzynarodowego. Z naszych informacji wynika, że coraz więcej firm, które posiadały do tej pory licencję krajową, szukając lepszej pracy i zarobków, próbuje swoich sił w transporcie międzynarodowym. Myślę, że z tym wiąże się stale wykazywany wzrost ilości licencji międzynarodowych. Z naszych informacji wynika też, że firmy, które wycofały się z rynku i nie prowadzą już działalności transportowej, nie oddają licencji już posiadanych. Następnym powodem jest otwieranie firm przez dotychczasowych kierowców, którzy mając w swojej perspektywie większe zarobki, biorą sprawy w swoje ręce i stają się przedsiębiorcami. Myślę, że to zjawisko będzie trwało. Będą powstawały coraz to nowe firmy posiadające od 1 do 3 samochodów” – tłumaczy. I podkreśla: „Jednak absolutnie nie można stwierdzić, że w Polsce brakuje firm transportowych. Wręcz przeciwnie: jest ich nadmiar”.
Brakuje wsparcia w instytucjach UE
Transport w wykonaniu polskich przewoźników rozwija się więc bardzo prężnie i dynamicznie, a rodzime firmy zdają się nie poddawać ciężarowi embarga, MiLoGu i niesprzyjających przepisów, podbijając rynek międzynarodowy. Nie sprzyja nam jednak jeden bardzo istotny czynnik. Europoseł Parlamentu Europejskiego Bogusław Liberadzki określił to brakiem transportowego lobby. „W Parlamencie jest silne lobby transportowe. Każda większa kolej, przewoźnicy drogowi, armatorzy morscy, zarządcy infrastruktury kolejowej, spedytorzy, logistycy, producenci samochodów, producenci taboru kolejowego, zarządcy portów morskich, organizacje portów lotniczych oraz przewoźnicy lotniczy pasażerscy – wszyscy oni mają swoich aktywnych przedstawicieli (…) – mówi w rozmowie z dziennikarzem portalu Log24.pl. Nie można tego powiedzieć o Polsce – jesteśmy obecni śladowo, tzn. przypadkowo i rzadko. Natomiast widoczni są wyraźnie przewoźnicy komunikacji miejskiej oraz Zrzeszenie Międzynarodowych Przewoźników Drogowych”.
Choć brakuje lobby transportowego, napędzającego zmiany w tej części Europy, polscy przewoźnicy radzą sobie całkiem nieźle. Tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę zmiany w przepisach, jakie zafundowały nam rządy kilku krajów oraz słaby odzew Unii Europejskiej. Miejmy tylko nadzieję, że statystyki za rok 2015 nie będą gorsze.
Na podstawie: Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju, GITD, Bisnode Polska, Log24.pl, Rzeczpospolita, eprzewoznik.pl
Komentarze
Na razie nie ma komentarzy
Twój komentarz
Jeśli chcesz napisać komentarz, zaloguj się:
lub zarejestruj się.