Korepetycje ze spedycji na Instagramie. [WYWIAD] z Instaspedytorką
Tłumaczy, dlaczego nie warto jeździć na magnesie, podpowiada, jak przygotować się do egzaminu na certyfikat kompetencji zawodowych przewoźnika drogowego, wyłuszcza założenia Pakietu Mobilności. Świat TSL nie ma przed nią tajemnic! A jeśli ma – ona chętnie zgłębia jego tajniki, rozwikłuje zagadki i zdobywa wiedzę. I równie chętnie dzieli się tą wiedzą z innymi. Mowa oczywiście o Żanecie Mral, czyli Instaspedytorce. Zapytaliśmy ją, czy Instaspedytorka zmieniła czyjeś życie, jak radzi sobie z krytyką oraz czego szuka na giełdach transportowych.
Czy zdarza się, że obserwują Panią totalni laicy, osoby, które mają niewiele wspólnego z branżą?
Tak, bardzo często. Mam wrażenie, że 30 proc. moich obserwujących to osoby, które chciałyby wejść do branży oraz studenci kierunków typu logistyka, którzy szukają informacji w Internecie. Dostaję też sporo zapytań o to, jak zacząć, o czym należy wiedzieć i pamiętać, czy warto iść do takiej szkoły, czy warto pracować w zawodzie.
Takie pytania na pewno są motywujące. A czy przychodzą do Pani słowa krytyki, negatywny feedback z branży?
Zdarzają mi się mało przyjemne wiadomości, najczęściej zupełnie niezwiązane z tematem, na szczęście sporadycznie. Kiedyś opowiadałam na Instagramie o tym, że stawki na giełdzie się polepszyły. Po chwili napisał do mnie jeden ze spedytorów i spytał, po co ja w ogóle mówię takie rzeczy – przez to trzeba będzie płacić więcej, a kierowcy będą chcieli nie wiadomo jakiego wynagrodzenia! Wychodzę z założenia, że moi Obserwatorzy, to osoby myślące krytycznie, na pewnym poziomie inteligencji i rozumieją, że branża jest dynamiczna. A jeśli komuś nie odpowiadają treści, które publikuję, to po prostu może przestać mnie obserwować, bo na szczęście mamy wolność w wyborze tego, komu chcemy poświęcać nasz czas w mediach społecznościowych.
Znacznie częściej odbiór jest pozytywny, a słowa krytyki, jeśli się zdarzają, to są konstruktywne. Obserwatorzy dość często piszą mi, że nie wiedzieli o jakimś wątku i dziękują za jego poruszenie czy wyjaśnienie. Doceniają też to, że pokazuję pracę w spedycji taką, jaką ona jest naprawdę, nie upiększając niczego.
Czy zdarzyło się, że ktoś dzięki Instaspedytorce postanowił całkowicie zmienić swoje życie i postawić wszystko na jedną kartę, czyli branżę TSL?
Tak, co jednak zawsze jest dla mnie zaskoczeniem. Nawet całkiem niedawno dostałam wiadomość od chłopaka, który – jak pisał – natrafił na mój profil przypadkiem, obserwował mnie, następnie z dnia na dzień poszedł do urzędu pracy, w którym poprosił o staż w spedycji. Po 6-miesiecznym stażu zatrudniono go na stałe. Podziękował i napisał, że jego życie dzięki mnie zmieniło się na lepsze.
Z kolei inny fan zaczepił mnie podczas mojego urlopu w Toruniu, o którym dowiedział się z instastories. Powiedział, że to dzięki mnie poszedł do technikum o profilu logistycznym i że to ja naprowadziłam go na taką ścieżkę życiową. Zaniemówiłam, tym bardziej że wszystko działo się przy mojej mamie i mężu. Myślę, że właśnie dla takich chwil warto to wszystko prowadzić.
A Pani? W jaki sposób znalazła się Pani w zawodzie?
Też zupełnie z przypadku. Studiowałam administrację w Olsztynie, kończyłam magisterkę, a w międzyczasie pracowałam w urzędzie wojewódzkim i byłam przekonana, że moje życie zawodowe będzie się kręciło właśnie wokół administracji publicznej. Sprawy potoczyły się jednak tak, że musiałam wrócić do rodzinnego miasta, Suwałk. Znajomy podpowiedział mi, że firma transportowa szuka spedytorów, a do pracy wystarczy angielski. Pomyślałam: spróbuję! Poszłam w ciemno, nie wiedziałam nic o obowiązkach spedytora, podstawowe informacje znalazłam w Internecie. Nauczyłam się wszystkiego od podstaw.
A jak z kolei zaczęła się Instaspedytorka?
[Śmieje się] Też z przypadku. Miałam swój prywatny profil na Instagramie, ale byłam już zmęczona i znudzona treściami, które oglądam. Ładne zdjęcia, z których nic nie wynikało. Wpisywałam w wyszukiwarkę aplikacji hasła związane z branżą: transport, spedycja, TSL, ale nie udało mi się niczego znaleźć. Stwierdziłam, że to dobry moment, żeby stworzyć coś swojego. Dodałam pierwszy wpis, taki dość zdawkowy, potem drugi i kolejny, wpadałam na kolejne pomysły na posty, obserwatorów przybywało.
Nie będzie w tym przesady, jeśli powiem, że działalność Instaspedytorki to działalność edukacyjna. Przygotowuje Pani długie, merytoryczne wpisy na profilu oraz na blogu. Zaczepnie zapytam: czy nie szkoda Pani na to czasu?
Nie. Odbiór takich treści jest bardzo pozytywny, co dodatkowo mnie motywuje. Możliwe, że gdyby nikt nie reagował na wpisy, nie dopytywał, nie komentował, szybko straciłabym motywację. Czasami mam takie wrażenie, że skoro ja już wiem „wszystko” ze swojej branży, to dla innych te zagadnienia również są oczywiste. Okazuje się, że nie, np. zaskoczyło mnie, kiedy obserwatorzy prosili o poruszenie tematu czasu pracy kierowcy, a ja sądziłam, że taki temat raczej nikogo nie zainteresuje, bo przecież każdy z branży się na tym zna.
Zmieńmy temat i wyjdźmy z Internetu. Czy w Pani opinii lepszym biznesowo modelem jest firma spedycyjna zajmująca się stricte usługami spedycyjnymi, czy spedycyjno-transportowa, która dodatkowo posiada własną flotę pojazdów?
Posiadanie własnych pojazdów pozwala na lepsze zrozumienie oraz większą wiedzę. Faktycznie spedytorzy, którzy od samego początku zajmują się wyłącznie handlem ładunkami, mogą mieć braki np. w temacie czasu pracy kierowcy. Z kolei spedytor w firmie z własnym taborem jest świadomy, że są różne sytuacje, że mogą zdarzać się awarie lub że kierowca nie ma możliwości dojechać na miejsce, ponieważ skończył mu się czas pracy. Niemniej jednak jeśli ktoś prowadzi profesjonalną spedycję opartą o rzetelną bazę klientów, mając dodatkowo szeroką wiedzę o branży i zaufanych przewoźników, to jak najbardziej jest to równie dobry model biznesowy.
Jestem też ciekawa, jak definiuje Pani pseudospedycje.
Moim zdaniem to przeważnie spedycje bez własnej bazy klientów. Takie firmy szukają ładunków na giełdach i odsprzedają je na innych giełdach. W większości przypadków nie wiedzą, jakie towary są przewożone. Zdarza się, że nie płacą przewoźnikowi, bo sami nie dostali zapłaty, wydłużają terminy płatności itd. Pseudospedycja nie jest dobrym partnerem do współpracy.
Z uwagi na to, że portal CargoNEWS.PL to projekt giełdy ładunków i transportu Cargo.PL, chciałabym osadzić rozmowę również w tym kontekście. Jakie Pani zdaniem są najważniejsze kryteria, którymi powinna kierować się firma, wybierając giełdę do współpracy?
Wartościowa giełda to taka, która weryfikuje swoich użytkowników. Niestety zdarza się, że firma mimo negatywnych ocen i opinii jest wpuszczana na giełdę. Wydaje mi się, że nie można zrzucać na przewoźnika odpowiedzialności na zasadzie „widziałeś negatywne komentarze, trzeba było nie nawiązywać współpracy”. To nie na tym polega. Giełda ma być taką pierwszą bramą, użytkownik daje jej kredyt zaufania i wierzy, że będzie tu bezpieczny. Druga sprawa to ilość dostępnych ofert ładunków i transportu. I nie może to być spam, powielane oferty.
Jeśli chodzi o kwestie użytkowe, to na pewno przydatną funkcją jest komunikator. Lubię go za łatwość zapytania o ofertę, nie trzeba szukać maila czy dzwonić.
Dziękuję za rozmowę!
Komentarze
Na razie nie ma komentarzy
Twój komentarz
Jeśli chcesz napisać komentarz, zaloguj się:
lub zarejestruj się.