„Praktycznie cały transport krajowy w Polsce jest patologiczny i prędko to się nie zmieni” – kierowca o problemach polskiego transportu [FELIETON]
Jazda na magnesie, nierespektowanie czasu pracy, brak zrozumienia ze strony dyspozytorów, obojętność organów kontrolnych, zbyt niskie kary dla kierowców i nieuczciwych przedsiębiorców… Niestety, polski transport trawią poważne problemy. O tym, jakie są bolączki polskiej branży transportowej, opowiada Norbert Kosałkiewicz prowadzący fanpage TRUCK Driver CLUB.
Stosowanie magnesu jest niezgodne z szeregiem norm i niesie za sobą konsekwencje prawne, finansowe, a w najgorszym wypadku grozi też długoletnim więzieniem. Niektórzy kierowcy korzystają z tej nielegalnej metody, narażając się przy tym na mandat oraz na masę innych bardzo przykrych konsekwencji, włącznie z pozbawieniem wolności w przypadku spowodowania wypadku. A o wypadek nietrudno – kierowca jest zazwyczaj bardzo przemęczony (wykorzystał w końcu swój maksymalny czas jazdy), poza tym nie działają układy bezpieczeństwa, jak ABS. Wyobraźcie sobie nagłe hamowanie, kiedy nie działa ten system i naczepa zaczyna nas „wyprzedzać”, taranując w tym samym czasie inne auta… Przez niedziałający impulsator można zniszczyć także skrzynię biegów. Każdy serwis od razu wykryje, z jakiego powodu tak się stało i nie uzna gwarancji, a cały koszt naprawy – parunastu lub w nowszych autach parudziesięciu tysięcy zł – poniesie właściciel firmy lub sam kierowca.
Niektórzy producenci samochodów ciężarowych starają się walczyć z takimi praktykami, konstruując impulsatory, których możliwość zakłócenia jest praktycznie zerowa, np. dzięki obudowie z ceramiki lub plastiku. Ale – jak to w polskich firmach bywa – właściciele, biorąc nawet nowe auta w leasing, nalegają na założenie impulsatorów starszego typu.
W Polsce kary dla kierowcy wynoszą zwykle tylko kilka tysięcy złotych. Czasami nakładany jest też mandat na właściciela firmy. Jeżeli zaś kierowca spowoduje wypadek lub trafi na inspektora wyjątkowo dobrze wykonującego swoją pracę, to przewoźnik musi się liczyć też z cofnięciem licencji na transport. Teoretycznie może to skutkować bankructwem takiej firmy. Chociaż i to niestety można obejść…
Niestety Inspekcja Transportu Drogowego w Polsce nie pracuje w nocy – choć i to ma się niedługo zmienić. W związku z tym sporo kierowców jeździ w nocy nielegalnie, potem ściąga blokady, a tachograf pokazuje im, że właśnie zaczęli pracę. To istna paranoja! Polska tym samym dołącza do takich krajów, jak Ukraina, Rosja czy Rumunia. Odbieram to jako ciche przyzwolenie rządu oraz organów, które powinny przecież kontrolować te kwestie.
Mam dla innych kierowców taką radę. Jeżeli w nocy widzicie w Polsce cysternę z paliwem, która w dodatku ma rozłożone pomarańczowe tablice z kodem produktu, jaki wiezie, omijajcie ją z daleka! Po pierwsze, nie wiadomo, ile godzin kierowca już jedzie i czy zaraz nie zaśnie, a po drugie, prawie na pewno kierowca nie będzie wiedział, co należy zrobić, jeśli dojdzie do wycieku substancji przewożonej, bo kurs w Polsce zapewne zdał na papierze…
***
Problem jest bardziej rozległy, bo nie chodzi tu tylko o samych kierowców. W mojej opinii praktycznie cały transport krajowy w Polsce jest patologiczny i prędko to się nie zmieni.
Kierowcy często mają płacone za przejechany kilometr albo za fracht, a nie za godzinę, nie mówiąc już o stałym wynagrodzeniu, diecie etc. Często w oficjalnym rozrachunku podpisuje się umowę ze stałą płacą, a później – otrzymanie wynagrodzenia, którego de facto nigdy nie widziało się na oczy!
Mało tego: spedycji zazwyczaj nie interesuje twój czas pracy. Masz zabrać ładunek i tyle. A jeśli powiesz, że masz pauzę, to zaraz usłyszysz: „Mam 40 kierowców pod sobą i tylko ty akurat musisz mieć pauzę!”. W rezultacie spedycja nie daje ci frachtów, bo nie jesteś opłacalny. Najsmutniejsze jest to, że kierowcy sami się na to godzą, a najczęstsza odpowiedź brzmi: mam kredyt do spłacenia, dzieci itd. Co poniektórzy wolą ryzykować, byleby tylko kasa się zgadzała. Istny dramat i zero szacunku do siebie!
W Polsce często mówi się, że przepisy czasu pracy kierowców nie są elastyczne. To prawda. Powinno się tak planować w spedycji, aby kierowca miał możliwość odpoczynku w domu. A jeżeli załadunek/rozładunek się przesunie i naprawdę jest za daleko, żeby wrócić do domu, kierowca powinien móc zostawić zestaw w bezpiecznym miejscu i wrócić do swojej miejscowości na koszt firmy. W niektórych firmach na szczęście zdarza się to coraz częściej, chociaż głównie tam, gdzie więcej jeździ się za zachodnią granicę.
Jedną z przyczyn patologii są najczęściej dowolne godziny załadunków i rozładunków w firmach mimo ustalonych godzin, a oprócz tego też brak znajomości czasu pracy kierowców, brak dobrej woli dyspozytorów, płatności dla kierowców od kilometra czy frachtu, fatalne warunki drogowe w Polsce, które wpływają na opóźnienia, mobbing w firmach.
Moim zdaniem prędko się to nie zmieni. Inspekcja powinna mieć prawo wjechać na firmę i skontrolować kierowców, powinna być dofinansowana i pracować 24h na dobę i to w podwojonej lub potrojonej ilości przynajmniej przez pierwsze parę lat. Powinna mieć narzędzia do surowego karania! Potrzebna jest też kampania społeczna, która uświadomiłaby wszystkim, jakie są konsekwencje w takich przypadkach. Może wtedy spedycje zaczęłyby rozsądnie zarządzać ładunkami, właściciele firm byliby traktowani tak samo, a kierowcy nabraliby szacunku do samych siebie?
***
Ja mieszkam i pracuje w UK. Tutaj nikt nawet nie pomyśli o czymś takim. Praca jest ustalana tak, żeby kierowca codziennie zdążył wrócić do domu. Jeśli z jakichś powodów nie jest to możliwe, wtedy pracodawca wysyła drugiego kierowcę do zamiany. Obecnie parlament pracuje nad projektem dotyczącym podniesienia kar dla kierowców, którzy spowodują wypadek śmiertelny po alkoholu lub na magnesie. Będzie za to grozić dożywocie! W UK bardzo duży nacisk kładzie się na bezpieczeństwo na drodze. Tutaj kierowca zawodowy – professional driver – jest autorytetem dla innych kierowców. Wiele firm ma podpisane umowy z VOSA, odpowiednikiem ITD – inspektorzy przyjeżdżają w związku z tym do firmy i kontrolują czas pracy kierowców. Przerwa jest tu dla kierowcy rzeczą świętą. Pracodawca nie może nawet zadzwonić do kierowcy w czasie jazdy, bo to groziłoby jego zdekoncentrowaniem. Co więcej, przed wyruszeniem w trasę muszę sprawdzić stan techniczny auta i naczepy. Jeżeli cokolwiek stanie się na drodze z powodu usterki, moim obowiązkiem jest tylko zapewnić bezpieczeństwo sobie i innym – całą resztą zajmuje się serwis. Nie powinienem nawet wymieniać żarówki czy koła!
Wiele lat jeździłem w transporcie międzynarodowym, w końcu odnalazłem dla siebie miejsce, w którym moja praca sprawia mi przyjemność oraz w którym jestem szanowany – życzę tego każdemu kierowcy.
Komentarze
Twój komentarz
Jeśli chcesz napisać komentarz, zaloguj się:
lub zarejestruj się.